Case study: Szosa z tarczówkami, część 1
2015-02-01 18:44
Autor wpisu: Wojtek, wyświetleń wpisu: 2 161
Od dość dawna chodził mi po głowie pomysł złożenia roweru szosowego z hamulcami tarczowymi. Jeszcze kilka lat temu szukałem informacji w internecie, które odnosiłyby się w jakiś sposób do mojego pomysłu, jednak nic nie znalazłem. Dwa lata temu zaczęły pojawiać się pierwsze dyskusje na ten temat. Można z nich wywnioskować jedno: jest to straszny pomysł, który niesie ze sobą okropne konsekwencje. To umocniło moją chęć zbudowania takiego roweru. Pewnie domyślacie się już jakie mam zdanie na temat internetowych dyskusji o nowych technologiach.
Wybór ramy
Pierwszym etapem było przeczekanie. Dałem sobie trochę czasu, aby ewentualny słomiany zapał przeminął. Problem w tym, że od dawna nie mam słomianego zapału. Każdy mój pomysł w końcu realizuję i wiernie tkwię przy jego rezultatach. Nie inaczej było i tym razem. W końcu zacząłem na poważnie szukać miejsca, gdzie dostanę odpowiednią ramę. Kupno gotowego roweru raczej nie wchodziło w grę. Jaki był rezultat? O Polsce mogłem zapomnieć. Padło na Chiny.
Z początku uparcie szukałem aluminiowej ramy, jednak po kilku miesiącach poddałem się i zacząłem przeglądać ramy z włókna węglowego. Jestem sceptycznie nastawiony do takich technologii, ponieważ jestem wysoki i ciężki, przez co moje ciało inaczej przekłada siły na rower. Postanowiłem zaufać azjatyckim producentom ram szosowych, ponieważ przekroje rur były dość przekonujące, a rozszerzana rura sterowa widelca oraz główka ramy wyglądają dość masywnie i pewnie.
Ostatecznie zakupiłem ramę razem w widelcem. Oba komponenty posiadają mocowanie typu Post Mount. Żadnych otworów pod hamulce szczękowe! Mono seat stay w ramie wygląda bardzo czysto, a korona widelca jest smukła jak marzenie.

Kolejnym krokiem było znalezienie odpowiednich hamulców oraz zbudowanie szosowych kół na piastach pod tarcze. O tym w kolejnej części wpisu. Pojawią się również zdjęcia!